piątek, 5 czerwca 2015

Z Innej Beczki: O duchu Maryni cz. I



Dzisiaj fragment tworu literackiego zwanego poematem epickim autorstwa A. Machczyńskiej pt. O DUCHU MARYNI. Jak zwykle gdy niezwiązane z SZARLOTKĄ, prezentowane w dziale "Z Innej Beczki".
Całość pierwszej księgi można przeczytać na blogu www.sfinksica.pl.
 
KSIĘGA I
w której poznajemy Jana i uczestniczymy w jego poszukiwaniach kroniki dziejów domu


Na miasteczka obrzeżach, z widokiem na rzekę,
Od wieków stał dom piękny, wzięty pod opiekę
Marynarza starego, który to nad życie
Uwielbiał nie zabawę, jedzenie i picie,
Ale ksiąg dojrzałych czar. Przy nich też do świtu
Spędzał czas – i często ronił łezkę zachwytu
Czytając szeleszczące, pożółkłe stronice
Które odsłaniały mu swoje tajemnice.                                                                

Historie ciągle żywe, sprzed całych stuleci,
Przynosiły mu szczęście większe niźli dzieci,
Których nie miał i nie chciał, bowiem jego serce
Kochało tylko tkane z pięknych słów kobierce.
Kobietami pogardzał, gdyż ich płci uroki
Wzbudzały w nim obawę jak Boże wyroki.
Więc chociaż wciąż patrzyły na niego zalotnie,
Wolał bardziej od niewiast swą cichą samotnię.                                                 

Samotnia ta stała się dla niego wytchnieniem
Kiedy osiadł na lądzie, zmęczony krążeniem
Po wielkich oceanów niespokojnych wodach;
Dlaczego zszedł na ląd? Milczał o swych powodach.
Wiadomo było tylko, że był kapitanem
Statku, co zatonął, przegrawszy z huraganem.
Po tym wydarzeniu pan Jan swój dom zakupił,
Który go swym urokiem zupełnie ogłupił.                                                         

Dom był stary, przepastny, z szarego kamienia,
O oknach przeogromnych, z wieżyczkami dwiema:
Prawa niemalże w gruzach, ledwie się ostała,
Lewa wieża, na szczęście, jeszcze była cała.
W niej właśnie gospodarz noce spędzać lubił
I w niej właśnie swe księgi z radością hołubił.
Niejedną wziął on sobie do swojego łoża,
By rozkosz mu dawała niczym dziewka hoża.                                                    

Przesypiał on dnie całe, ale wieczorami
Wspinał się na wieżyczkę krętymi schodami
I pośród ogromnego słów mądrych bogactwa
Stał on i wypatrywał, jak strzelec wśród ptactwa,
Póki wpadła mu w oko ta, którą mógł łatwo
Upolować i mieć z niej smakowite jadło.
Szedł więc na łowy zawsze, kiedy zapadał zmrok
Nie wiedząc, że z ukrycia czujny śledzi go wzrok.                                                       

Wzrok uważny należał do panny Maryni –
Przecudnej wręcz urody dawnej gospodyni
Domu, który teraz był już własnością pana
Znanego czytelnikom pod imieniem Jana.
Nasz Jan jako właściciel domostwa całego
Poznał wszystkie zakątki majątku swojego.
Pomimo to nie sądził, że każdy jego ruch
Obserwuje po uszy zakochany w nim duch.                                                                

Historia tegoż ducha była zapisana
W księdze, która Janowi nie była wciąż znana,
Chociaż zdawało mu się, że w swej bibliotece,
W której aż do poranka paliły się świece,
Miał wszystek dzieł przeróżnych, które świat narodził;
Ale im dłużej pan Jan do swej wieży chodził,
Tym bardziej też odczuwał, że gdzieś po kryjomu
Umieszczono kronikę dziejów jego domu.                                                        

Chciał je poznać usilnie, bo zamierzchłe czasy
Lubił przeczesywać jak łowczy dzikie lasy.
Niestety księga nigdzie na półkach nie stała
Więc wątpił, czy kronika naprawdę istniała.
Byłaby to dla niego gratka niesłychana
Móc przeczytać o domu swoim, gdzie od rana
Do rana podziwiał baśniową atmosferę
Miejsca, które niejedną przeżyło już erę.                                                           

Sąsiedzi plotkowali o tym eremicie,
Jak zwali pana Jana; jego długie życie
Wzbudzało w nich ogromną dawkę ciekawości.
Podobno pan Jan nigdy nie zaznał miłości
Kobiecej, za to kochał mórz rozległe wody,
Na których miał dziwne, niesłychane przygody.
Mówiono więc o Janie z olbrzymim zapałem;
Te rozmowy zdążyły stać się rytuałem                                                               

Dnia codziennego; lecz Jana nocny tryb życia
Sąsiadów plotkujących wcale nie zachwycał.
Odkąd się on sprowadził, jego poczynania
Oglądali sąsiedzi bez cienia uznania.
Dlatego pewnie dla nich ciekawym by było,
Gdyby się dowiedzieli, co mu się przyśniło,
Gdy zażywał odpoczynku w godzinach dziennych –
Podczas spokojnej żeglugi w marzeniach sennych.                                                      

Owego dnia o świcie miał sen, w którym skrycie
Przyglądał się pewnemu groźnemu bandycie
Który to zza pazuchy wyciągał księgę cudną
I wrzucał ją w loch jakiś, co może był studnią,
A może zwykłą dziurą; w niezgodzie z naturą
Swoją, rozejrzał się Jan za ową lekturą
W podziemiach swego domu, jednakże nie odkrył
Miejsca, w którym kronikę ten bandyta ukrył.                                                  

Przez kilka dni po tym, jak sen ów mu się przyśnił
Sądził, że sam po prostu to wszystko wymyślił.
W końcu niespodzianie przejrzał jednak na oczy
I zrozumiał, że musiał to być sen proroczy,
Bo choć w trakcie szukania nie odnalazł tomu,
Ujrzał, że ma labirynt lochów w swoim domu.
Na ścianie jednego z nich zobaczył kobierzec,
Na którym utrwalone było jakieś zwierzę.                                                         

Zwierzę owo pięć głów i dziesięć oczu miało
I kiedy patrzył na nie, Janowi się zdało,
Że każde oko do niego raz zamrugało –
Lecz stwierdził po chwili, że mu się przywidziało.
Wzrok jego ciekawy natomiast przykuły
Słowa, które nićmi zręczne dłonie wysnuły,
Mówiące po łacinie – choć nie znał ich sensu –
Że acrior est oculorum quam aurium sensus.                                                    

Wróciwszy do swej wieży, Jan słownik otworzył
Po czym słowa z kobierca na polski przełożył
I odkrył, że zdanie, które powtarzał w duchu,
Znaczyło: Ostrzejszy jest zmysł wzroku niż słuchu.
Nie wiedząc, dlaczego ktoś wyszył takie słowa,
Udał się do lochu spojrzeć na nie od nowa
Gdy wtem, patrząc na wielookiego potwora,
Przypomniał sobie, że widział już gdzieś tego stwora.                                        

Podążył więc na parter i wpadł do pokoju,
Gdzie wisiał zegar stary, który dla spokoju
Jan unieruchomił, aby swoim tykaniem
Nie zakłócał mu czasu na odpoczywanie.
Spojrzał Jan na zegar i tam, gdzie tarcza jego,
Zobaczył owego potwora znajomego,
W samym środku tarczy tej namalowanego,
Swymi wieloma oczami wpatrzonego w niego.                       

Ciąg dalszy nastąpi




Chcesz poznać książkę napisaną przez autorkę powyższego poematu? 
http://wyczerpane.pl/2378,szarlotka.html

1 komentarz:

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz tu komentarz. Może masz jakieś pytania lub sugestie dotyczące bloga? A może czytałeś już książkę i chciałbyś podzielić się swoją opinią na jej temat? Napisz! Z chęcią poznam Twoje zdanie :)